piątek, 12 lipca 2013

Zatrzymać czas


Niby wakacje, a jednak ciągły pośpiech, owczy pęd, tak dużo do zrobienia, w wciąż za mało czasu. Za mało nawet na bloga. Usłyszałam nawet zarzut, że się przepracowuję. I że nie umiem odpoczywać. Zaczęłam się więc uczyć. Lipiec to chyba idealna pora na naukę odpoczywania.

Co ciekawe, poczucia odprężenia nie dała mi słoneczka plaża w Łazach ani w Sopocie. Nie dało mi go spotkanie z dużą grupą przyjaciół na Powitaniu Lata. Ani impreza na początku wakacji. Dał mi je wczorajszy spacer. Wilgotne, leśne powietrze - jak mi go brakowało w czasie tych wszystkich wyjazdów! Długie trawy, przez które przeskakiwałam, chaszcze, przez które się przedzierałam i niskie gałęzie drzew, które omijałam, by dotrzeć wreszcie na miejsce. Co było celem? Nic specjalnego, cel takich spacerów z reguły jest spontaniczny, nie planuję go wcześniej. Tym razem był nim chłodny murek na szczycie pagórka. Odetchnęłam z ulgą. Słońce już zaszło, wokół mnie tańczyła cała masa komarów. Nawet ich mi brakowało. Przyjemny, miękki dotyk na mojej talii. Tak znajomy, choć już trochę zapomniany. Długie miesiące robią swoje, ale niektórych rzeczy po prostu nie wypada rozdzielać. Odpoczęłam wreszcie. Jestem z siebie dumna.

wtorek, 25 czerwca 2013

Mój kot jest psem

Tak naprawdę mam psa, a nie kota. Choć ostatnio zaczęłam wątpić, czy przypadkiem nie żyję pod jednym dachem ze stworzeniem, które uznało, że zaklasyfikowanie go do konkretnego gatunku i przypisanie pewnych zachowań jest znaczną przesadą. I wybrało bycie kimś innym. Odważna decyzja, nie powiem.
Luna tarza się na grzbiecie, mruczy i wymachuje łapami w powietrzu, jakby chciała coś odgonić albo dotknąć sufitu. Gdy się nad nią pochylam, bawi się moimi długimi włosami. Łasi się, łapie łapkami za uszy i burczy. Jest gibka i porusza się absolutnie bezgłośnie. Do tego czai się, skrada i atakuje zupełnie jak kot. Czy to nie jest podejrzane??
Przynajmniej nie kwestionuje faktu, że jest suczką, a nie psem…

Moja prześliczna borderka gdy była jeszcze malutka :)

Żeby było ciekawiej, za życiowy cel postawiła sobie dokonanie tego, co niemożliwe, jak na przykład ugryzienie wody. Ilekroć jedziemy nad może, w nieskończoność obszczekuje i obskakuje fale, kłapiąc raz po raz paszczą w samym środku morskiej piany. Z godną samego Odysa zawziętością wgryza się w strumień wody wypływający z węża ogrodowego lub polewaczki. Innym ważnym zadaniem jest utrzymanie w paszczy piłki od koszykówki, która, jak wiadomo, jest dwa razy większa od przeciętnej psiej głowy. Ale czy to jakiś problem? Skądże znowu! Wedle psiej mentalności wystarczy schować się, odczekać chwilę, po czym wyskoczyć zza krzesła ogrodowego i zaatakować piłkę z zaskoczenia. Wtedy na pewno zmieści się w szczękach…

sobota, 8 czerwca 2013

Zamieszkać z fizyką

Z góry uprzedzam że to post o wszystkim i o niczym. Otóż od dziś moje życie nabrało zupełnie nowych kolorów. Już nigdy nie spojrzę na dom jak na miejsce do mieszkania, w którym przede wszystkim ludzie powinni czuć się dobrze. Od teraz "dom" stał się dla mnie esencją wybitnych pojęć związanych z fizyką, konstrukcją i materiałami budowlanymi, niezbędnymi dla mnie w życiu codziennym niczym grzyb na odpowiednio grubej, wykonanej z gazobetonu i ocieplonej piętnastocentymetrową warstwą izolatora (na przykład styropianu) ścianie nośnej.
Nie powiem, że nie dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Na przykład tego, że przyczyną zrywania dachów przez wiatr bywa ich nadmierna pochyłość powodująca przepływ powietrza podobny jak przy skrzydle samolotu (działa siła nośna - uch, ależ poczułam się mądra!) albo że w nowoczesnych budynkach przerwa między dwiema szybami w oknach wypełniona jest gazem szlachetnym - argonem, kryptonem lub ksenonem. Pamiętajcie więc, że często nie patrzycie wyłącznie przez szybę - patrzycie przez krypton!



Wróciłam z wycieczki szkolnej do Trójmiasta. Zgadnijcie, dokąd nas zabrano? 
Do zoo! Niemal osiemdziesięcioosobowa grupa wyraźnie znudzonych życiem uczniów trafiła do Oliwy w Gdańsku idealnie w okresie godowym wielu gatunków. Jak łatwo się domyślić, znudzeni uczniowie momentalnie przestawali być znudzeni, widząc radośnie kopulujące ze sobą kangurki, mangusty, małpy, a nawet morskie ślimaki. Witamy w świecie trzeciogimnazjalistów!

Radziłam wam jak nauczyć się wykorzystywać dobrze czas wolny, ale coraz częściej przyłapuję się na tym, że sama nie umiem tego robić. Może nie wiem czego chcę, może za wolno chodzę - nie mam pojęcia. Ale coś w tym jest, bo nawet bloga prowadzę znacznie mniej systematycznie niż dawniej.


Zapomniałam dodać, że rośliny doniczkowe wydzielają bardzo dużo pary, przez co powietrze jest bardziej wilgotne. Jeśli chcemy pozbyć się wilgoci, najlepiej dużo wietrzyć pomieszczenia - paradoksalnie wietrząc dom w czasie ulewnego deszczu sprawimy, że napłynie do niego powietrze bardziej "suche" od tego, jakie wcześniej się z nim znajdowało.



"How can I sleep if I don't have dreams
I just have nightmares"

środa, 22 maja 2013

Czas – „wolny”, „zajęty” czy „to skomplikowane”?


Goimy go, usiłujemy złapać, mamy wobec niego oczekiwania. Pragniemy dzięki niemu stać się mądrzejsi, kogoś poznać, rozwijać się i wypoczywać. Gonimy go, lecz on bezlitośnie ucieka. Wciąż wyprzedza nas o tych kilka kroków, ledwie pozwalając skończyć jedną pracę i zacząć następną. Wiemy, że nie będzie na nas czekał, że się nie zatrzyma, mimo to z uporem powtarzamy, że mija zbyt szybko, że mamy go za mało i że chcielibyśmy mieć go więcej.
Po co?
Aby popracować więcej i mieć mniej pracy na następny dzień? A następnego dnia popracować jeszcze więcej, by zyskać kilka godzin czasu, w którym znów będzie można popracować? A może po to, by iść na zajęcia dodatkowe, na które nie mamy w prawdzie ochoty chodzić, ale przecież trzeba się w jakiś sposób rozwijać. Albo po to, by nadrobić zaległości w zdobywaniu kolejnego poziomu w grze lub w oglądaniu serialu, o którym wszyscy mówią?
Nie, nie ma nic złego w graniu, oglądaniu seriali, uczestniczeniu w zajęciach ani w pracowaniu. Chcielibyśmy jednak mieć więcej czasu dla siebie, a prawda (potwierdzona badaniami ekspertów) jest taka, że wielu z nas nie tylko nie potrafi korzystać z czasu wolnego, ale nie wie nawet, czym czas wolny jest. My – uczniowie – najczęściej obarczamy za to winą przesadnie wymagających nauczycieli lub narzucających zbyt liczne obowiązki rodziców. W większości przypadków jednak problem tkwi w nas samych.
Okazuje się, że korzystania z wolnego czasu, jak każdej innej umiejętności, musimy się nauczyć. Oto kilka wskazówek, które według psychologów* mogą pomóc w odzyskaniu czasu dla siebie i prawdziwym korzystaniu z niego:
1.      Ustal czas, w którym zamierzasz wypoczywać. Zaplanuj go i przestrzegaj tego jak planu najważniejszych spotkań.
2.      Dbaj o siebie – pamiętaj o odpowiedniej ilości snu, wartościowych posiłkach. Nie doprowadzaj się do stanu skrajnego wyczerpania. Aby móc naprawdę wypoczywać, także trzeba być w dobrej formie.
3.      Przypominaj swoim mięśniom, na czym polega relaks i rozluźnienie. Mogą ci w tym pomóc zajęcia takie jak joga, pilates lub formy gimnastyki. Obserwuj swoje ciało, sprawdzaj, co dzieje się z nim w ciągu dnia.
4.      Upewnij się, że to, co zamierzasz robić w wolnym czasie, rzeczywiście sprawia ci przyjemność. Nie zmuszaj się do niczego, na co nie masz ochoty – to twój czas i masz prawo spędzić go w możliwie najprzyjemniejszy sposób.
5.      Znajdź dobrą dla siebie równowagę pomiędzy czasem spędzanym z ludźmi i w samotności. Wypoczynek w wolnym czasie wcale nie musi oznaczać czytania książki w ciszy i odosobnieniu i odwrotnie – nie musisz spędzać go z przyjaciółmi ani rodziną, jeśli wiesz, że w ten sposób nie wypoczniesz.




* Wiedza zaczerpnięta z artykułu Martyny Goryniak – „Zajęci czasem wolnym” („Charaktery”, nr 12/2012) (polecam :D)


A tak poza tematem - uwielbiam chłopaków, którzy lubią komedie romantyczne i w dodatku się do tego przyznają. To słodkie i takie... szczere :)


czwartek, 9 maja 2013

Wstąpić do "Klubu kawalerów"


Spośród szerokiej gammy różnych typów osobowości, z jakimi spotykam się na co dzień, chyba najbardziej nie lubię ludzi, którzy w nieprzemyślany (lub przemyślany) sposób bawią się innymi. No, nie lubię też osób zawistnych. Jednak ktoś, kto traktuje innych jak marionetki, jak niemające własnej woli ani szans drewniane lalki ze sznurkami w dłoniach, stopach i głowie, odstrasza mnie jak zapach starych skarpet. Poniekąd to hipokryzja (dlatego, że mnie samej zdarza się manipulować innymi, nie dlatego, że trzymam w pokoju stare skarpety – nie trzymam!), ale ja przynajmniej staram się nad sobą pracować.

Skąd wziął się ten bunt przeciwko lalkarzom? Najpewniej wywołał go we mnie spektakl, który obejrzałam wczoraj z przyjaciółmi – „Klub kawalerów” – w którym aż roiło się od manipulantów i manipulantek.Opowiada o mężczyznach bardzo sceptycznie nastawionych do małżeństwa i kobietach, które ich nastawienie zmieniły. Nie mogłam uwierzyć, jak wiele ich zachować przypominało mi sytuacje z życia kogoś, kogo znam lub mojego własnego.  Brzuch rozbolał mnie ze śmiechu! Fakt, że przy niektórych scenach, podczas których większość widowni zachowywała grobową niemalże powagę, moi przyjaciele i ja z trudem dusiliśmy w sobie wesołość. Jak małe dzieci, które przypadkiem wpuszczono do teatru. Ale była to wszakże komedia, więc czy ktoś mógłby mieć nam to za złe?

„Małżeństwo jest jak chrzan – nie raz się człowiek przy nim spłacze, ale zawsze zje ze smakiem.” – stwierdził jeden z bohaterów, cały umalowany na czarno.
Wieczór był bardzo przyjemny i bardzo ciepły. Zdradliwie ciepły, jak się później okazało, dlatego siedzę teraz w domu przy komputerze, a nie w autokarze, który miał mnie zabrać na wycieczkę na wystawy do Warszawy.

Zdjęcie ze spektaklu ze strony Teatru Polskiego

niedziela, 21 kwietnia 2013

"Lepszy rozum bez nauki..."

Słońce rozpaliło we mnie małe ognisko, roztopiło resztki zimowego chłodu w moich myślach. Postanowiło nie podgrzewać zgromadzonych gdzieś w głębi duszy resztek optymistycznego, wiosennego nastawienia - spaliło je wszystkie na popiół, robiąc tym samym miejsce nowym pokładom pozytywnej energii, już od dawna gotowym do wykiełkowania. Wiosnę witam więc z uśmiechem, a nawet śmiechem. Myślę, że wy też :)
W każdym razie wolę się śmiać, niż jak wielu moich znajomych obgryzać paznokcie ze stresu przed egzaminem gimnazjalnym, który rozpocznie się za dwa dni. Wczoraj, pod wpływem rozmowy ze zestresowaną koleżanką stwierdziłam z dezaprobatą wobec samej siebie, że w ogóle się nie uczyłam. Ale czego tu się uczyć? To żaden konkurs, pytać mogą o wszystko, a na pewno coś zostało mi w głowie po tych  trzech latach nauki. Przynajmniej taką mam nadzieję. 



Ostatnio obwiniam się o wiele rzeczy. "Za mało się uczysz!", "za mało piszesz!", "za dużo siedzisz przy komputerze". Po chwili dochodzi: "jesteś za gruba!", "nie umiesz być cierpliwa!" i "do niczego nie przywiązujesz wagi!". A powinniśmy umieć wybaczać nie tylko innym, ale przede wszystkim samym sobie. Dlatego po spędzeniu ostatniego weekendu przed egzaminem na spacerach, uroczystościach i beztroskim obijaniu się ze znajomymi, zaczynam wierzyć, że to najlepsze, co mogłam zrobić. Wyczytałam niedawno, że większość z nas nie potrafi wygospodarować w życiu wolnego czasu, a jeśli już nam się to udaje, nie wiemy jak go wykorzystać, żeby faktycznie wypocząć. Tak więc z dumą stwierdzam, że czuję się wypoczęta. Jeszcze tylko trzeba się wyspać, wyprasować białą koszulę i znaleźć czarny długopis.

Tym, których egzamin mimo wszystko stresuje, polecam obejrzenie tego:

czwartek, 11 kwietnia 2013

Jezus Maria Pomocy!


Jestem pełna podziwu dla samej siebie, naprawdę. Chwilowo weszłam w posiadanie starego laptopa mamy, który działa w prędkością równą szybkości, z jaką mój dziadek przemieszcza się po kilkudaniowym obiedzie. A ja zdecydowanie nie należę do osób o niewyczerpanych pokładach cierpliwości.
 Po co mi ten laptop? Wzięłam go na wyjazd, by zmontować na nim krótki film, który będzie mi wkrótce potrzebny. Minęła godzina, zanim urządzenie pobrało wszystkie potrzebne do instalacji programu pliki, następnie przez kolejne pół godziny instalowało program, po czym obwieściło, że na dysku nie ma dość miejsca, by instalację zakończyć. Zaczęłam wiec przetrząsać wszystkie zakamarki pamięci laptopa i usuwać to, co tylko dało się usunąć (usunięcie jednego pliku = kilkanaście minut czekania). Z nadzieją na nowo rozpoczęłam instalację, by dowiedzieć się, że program i tak nie będzie działał, bo system jest dla niego za stary i za wolny.
Włączyłam sobie album Marii Peszek i jakoś powstrzymałam się przed wyrzuceniem laptopa przez okno. Przed oczami stanął mi obraz piosenkarki na ostatnim koncercie w Bydgoszczy. Koncert wypadł wspaniale, mimo że odbywał się w klubie, który uchodzi raczej za dyskotekę, niż miejsce gdzie można usłyszeć muzykę alternatywną. Trzeba przyznać, że na scenie Maria jest kompletnie szalona. Mnóstwo ludzi mówi, że za nią nie przepada, ale mnie jej muzyka odpowiada. Nie tylko ze względu na kontrowersyjne teksty, ale na całokształt. Gdy robię się nerwowa, wyrzuca za mnie moją złość.
Mam dość użerania się z nowoczesną technologią, mówię wam…