„Pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście…”
Znacie tę piosenkę? Nie pamiętam, kto jest jej autorem.
Śpiewałam ją dawno temu wraz z całą klasą na lekcjach muzyki. Zapamiętałam cały
jej refren. Przez lata mimo woli przewijała się przez moje myśli. Często
przypominałam sobie o niej zupełnie niespodziewanie. Snuła się za mną jak cień.
Tym razem przypomniałam sobie o niej podczas rozmyślań o
ogrodzie. Każdy z nas ma przecież swój ogród. Albo plac. Budynek. Pałac. Wieżę.
Chatę. Miejsce, w którym się znajdujecie i które jednocześnie jest Wami.
Miejsce, które dla każdego wygląda trochę inaczej.
Jestem prawie pewna, że w moim przypadku jest to ogród.
Otoczony murem z czerwonej cegły. Mur sprawia wrażenie potężnego i niemożliwego
do przebycia, ale to tylko pozory, które tworzy gęsto obrastający go bluszcz.
Mimo to mile widziane jest, gdy potencjalny odwiedzający pofatyguje się i
poszuka furtki, zapyta o klucz, nie będzie próbował wleźć do niego za wszelką
cenę nieproszony, przesadzać kwiaty, przycinać trawę, pryskać drzewa środkami
chemicznymi. Niektórzy nie potrzebują
nawet klucza – zostawiam im furtkę otwartą, muszą jedynie odnaleźć ją wśród
liści, gałęzi i pnączy i nacisnąć klamkę.
Pisanie stanowi taką furtkę. Albo dziurę w murze.
Każdy, kto wejdzie do ogrodu, zostawi w nim jakieś ślady
swojej obecności. I w tym tkwi problem – kogo wpuścić, a kogo nie? Czyje ślady
będą dla ogrodu ozdobą i okazją do wspominania, a które będę się starała
(zapewne nieskutecznie) zatrzeć? Mogę tylko próbować przewidzieć.
W ogrodzie jest kolejny mur i kolejny ogród. Ten drugi mur
jest jednak znacznie grubszy i wyższy. Tego muru nie da się przeskoczyć ani
przejść. Ten fragment ogrodu jest najcenniejszy. Dlatego boję się kogokolwiek
tam wpuszczać – nie chcę zostać okradziona. Nie chcę, by go zniszczono.
Nie, nie znaczy to, że jestem zamknięta na świat i unikam
kontaktów! Rzecz w tym, że różni ludzie wiedzą o mnie różne rzeczy. A gdyby to
wszystko zebrać i wrzucić do jednego kotła, to wyszedłby wyjątkowo niestrawny
bigos, obawiam się. Dlatego kocioł z tą mieszanką także trzymam za grubym
murem. Może gdybym kogoś tam wpuściła, dodałby odpowiednich przypraw,
poświęciłby potrawie nieco uwagi i wszystko poprawił. Albo jeszcze bardziej
namieszał. Albo po prostu wystraszyłby się tego, co zobaczy.
Z ogrodu przeszłam do kuchni, więc chyba pora coś zjeść. Koniec
tych dygresji i metafor. Żegnam, zostawiając Wam kolejną otwartą furtkę :)
Matko. To jak piszesz tak działa na moją wyobraźnię, że czytałabym więcej i więcej i więcej i więcej... :)
OdpowiedzUsuńCieszę się że masz takie wrażenie :)
UsuńZałożę się, że nie tylko ja. :)
UsuńJak kreatywnie!
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńDziękuje, że pokazałaś jedne wejście do magicznego świata swych myśli.
OdpowiedzUsuńU mnie zamiast ogrodu, jest labirynt. O różnych pokojach, o różnych ścianach.
I zapewne potrafisz prowadzić kogoś jego ścieżkami od drzwi do drzwi, albo zupełnie zgubić! :)
UsuńPokazuje bardziej zaufanym, gdzie jest bezpiecznie i jak przejść część korytarzy. Czasem zdarza się osoba, która sama odszyfrowuje części przejść i choć to niezwykłe, nie boję się takich osób. Racja da się w takich labiryntach kompletnie zgubić, na szczęścia mam kogoś, kto potrafi mnie z tego wyciągnąć :)
UsuńMam nadzieję, że twój ogród zakwita :)
Chciałabym aby zakwitł, ale czeka na dobrą okazję :)
UsuńPrzypomniała mi się książka "Tajemniczy ogród" :)
OdpowiedzUsuńMnie także, gdy to pisałam! :) Piątka!
UsuńŻółwik :D
UsuńHaha, dokładnie! ;)
UsuńJej. Ja nie jestem ogrodem. Zdecydowanie nie. Ja jestem czymś... bardziej nieprzewidywalnym i na pewno mniej urodziwym. Jestem czymś niestabilnym i bezpośrednim :D Czym jestem? Nie mam pojęcia ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Może morzem? :D
UsuńNie wiem czym jestem. Może górą, chyba tak. Ale czytając ten wpis cały czas myślałam o "Alicji w Krainie Czarów".
OdpowiedzUsuńMnie też tak skojarzyły się rozmyślania o ogrodzie, dlatego dodałam obrazek z filmu Tima Burtona. :)
UsuńGórą! To dopiero coś ciekawego. Ciekawe co przez to rozumiesz - jesteś trudno dostępna, zimna i twarda jak skała? A może jesteś zawsze bliżej słońca i dzielisz się nim z innymi? ;)
Sama używałam metafory muru :3
OdpowiedzUsuńW takim razie, skoro nie tylko mnie się przydaje, chyba jest trafiona :)
UsuńBardzo trafiona :D
Usuńu mnie to metaem zawsze wieje ;> i nie tylko przez noże ;>
OdpowiedzUsuńmmm cudownie napisane ;)
OdpowiedzUsuńaż się rozmarzyłam ;D
Bardzo ciekawe...masz talent ;)
OdpowiedzUsuń