Tak naprawdę mam psa, a nie kota. Choć ostatnio zaczęłam
wątpić, czy przypadkiem nie żyję pod jednym dachem ze stworzeniem, które
uznało, że zaklasyfikowanie go do konkretnego gatunku i przypisanie pewnych
zachowań jest znaczną przesadą. I wybrało bycie kimś innym. Odważna decyzja,
nie powiem.
Luna tarza się na grzbiecie, mruczy i wymachuje łapami w
powietrzu, jakby chciała coś odgonić albo dotknąć sufitu. Gdy się nad nią
pochylam, bawi się moimi długimi włosami. Łasi się, łapie łapkami za uszy i
burczy. Jest gibka i porusza się absolutnie bezgłośnie. Do tego czai się,
skrada i atakuje zupełnie jak kot. Czy to nie jest podejrzane??
Przynajmniej nie kwestionuje faktu, że jest suczką, a nie
psem…
Moja prześliczna borderka gdy była jeszcze malutka :) |
Żeby było ciekawiej, za życiowy cel postawiła sobie
dokonanie tego, co niemożliwe, jak na przykład ugryzienie wody. Ilekroć
jedziemy nad może, w nieskończoność obszczekuje i obskakuje fale, kłapiąc raz
po raz paszczą w samym środku morskiej piany. Z godną samego Odysa zawziętością
wgryza się w strumień wody wypływający z węża ogrodowego lub polewaczki. Innym
ważnym zadaniem jest utrzymanie w paszczy piłki od koszykówki, która, jak
wiadomo, jest dwa razy większa od przeciętnej psiej głowy. Ale czy to jakiś
problem? Skądże znowu! Wedle psiej mentalności wystarczy schować się, odczekać
chwilę, po czym wyskoczyć zza krzesła ogrodowego i zaatakować piłkę z
zaskoczenia. Wtedy na pewno zmieści się w szczękach…